WOŁCZKIEWICZE

Na wysokim pagórku ładnie wygląda stylowy kościół wołczkiewicki, zbudowany z czerwonej cegły. Obok nowa wygodna plebanja, sklep katolicki i kilka domów. Zdaleka widać kościół panujący nad całą okolicą, przypominający o tem moralnem panowaniu nad ludem miejscowym, którego wyrwać z rąk kościoła nie potrafiła żadna ludzka siła. Lud tu zahartowany i mocny w swej wierze prastarej. I przypomina ten wspaniały kościół jak potężna wiara , jak wielką jest miłość ku kościołowi i szlachty co spieszy doń, i obywatelstwa, co niesie tak hojne ofiary na świątynię Bożą, i ludu, co tak przywiązany do domu Bożego.

Właściwie Wołczkiewicze, jako filja katedry Mińskiej, istnieje od roku 1834, sama zaś świątynia, jako kaplica, powstała znacznie wcześniej. Kiedy i przez kogo została zbudowana, nie mamy żadnych wiadomości w archiwach, wiemy tylko, że w roku 1805 Marceli Iwanowski, właściciel Wołczkiewicz, zburzył starą, już zupełnie zrujnowaną kaplicę na lewej stronie rzeki Ptycz i wybudował nową, drewnianą, niewielką z lewej Strony Ptycza, 15 arszynów długą i 9 szeroką, oraz ogrodził miejsce na nieduży cmentarz grzebalny.

W roku 1810, 29 lipca z rozporządzenia księdza biskupa mińskiego, Dederki, kościół zostaje poświęcony przez ks. Stanisława Rudnickiego, rektora seminarjum, pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Marji Panny i św. Apostołów Piotra i Pawła.

Do roku1834 obsługują kaplicę księża wikarjusze mińscy, a potem już stale dojeżdża ks. Wojciech Banda, mieszkający przy kaplicy w Horodyszczu, odległej o 5-6 wiorst od Wołczkiewicz. 

W czerwcu 1841 r. tenże ks. Banda mieszka stale w Wołczkiewiczach jako wikariusz katedralny, a w marcu 1846 roku naznaczony już jako administrator kościoła ksiądz Aleksander Dobrosielski, następnie w styczniu 1852 roku - Stanisław Malinowski, we wrześniu 1852 roku ks. Bartłomiej Wincz, w listopadzie 1854 roku ks. Marcin Lisowski w lipcu 1856 r. ks, Władysław Ejzenblater, w październiku 1856 roku ks. Juljan Iwaszkiewicz, w grudniu 1860 roku ks. Marcin Waszkiewicz, w roku 1869 ks. Konrad Sidorowicz, a w roku 1870 zostaje naznaczony ks. Augustyn Walentynowicz, były profesor seminarjum mińskiego, następnie dziekan miński, usunięty przez Sęczykowskiego na filję wołczkiewicką.

Pomimo jednak prześladowań nie upadł on na duchu, nie wypuścił pługa Bożego z rąk i dalej na biednej parafji gorliwie pracował, a pamięć o nim żyje wśród parafjan dotąd. Znaną była jego bezinteresowność, której nadużywali parafjanie często, płacąc za chrzty zawiniętemi w papier guzikami.

Ten pokorny sługa Boży mieszkał w chatce na folwarku Wołczkiewicze, odległym prawie o ćwierć wiorsty od kościółka. Zawsze pogodny, dreptał piechotą pomimo sędziwych lat do kościółka, który też w roku 1880 restauruje nieco. Potrzeba nowego kościoła była wielka. Białorusin jednak, jeżeli nie skąpy, to nader oszczędny, zadowalniał się byle czem, tak, iż na usilne prośby księdza Zelby, parafjanie zebrali na budowę zaledwie 4,650 rubli; coprawda, wozili kamienie, cegłę i drzewo na rusztowanie kościoła, ś.p. hrabina Józefa Czapska zebrała poza parafją 10,850 rubli, a resztę 48.000 rubli dał hr. Jerzy Czapski. Przy pomocy więc i z ofiar hrabiostwa Czapskich budowa świątyni poszła szybko, bo już 9 listopada 1904 r. arcybiskup ś.p. Jerzy hr. Szembek pokonsekrował świątynię pod wezwaniem Serca Pana Jezusa i N.M.P. Był to pierwszy przyjazd biskupa do Mińszczyzny po kasacie djecezji.

Dwa lata jeszcze Wołczkiewicze należały do Kalwarji, a od marca 1906 roku już mają ks. Zelbę stale tu mieszkającego. Kolator, hr. Czapski, własnym  kosztem przebudował i odnowił plebanję, postawił gospodarcze budynki, a potem podarował na rzecz kościoła 10 dziesięcin ziemi, na której obecnie posadzono 1.200 drzew owocowych. Cmentarz rozbito na kwatery, zasadzono drzewami i oparkaniono, sad ogrodzono i uporządkowano.

Kościół położony na górze obsadzonej drzewami w bardzo malowniczej miejscowości, sprawia bardzo miłe wrażenie. Świątynia ta ma 52 arszyny długości i 14 i pół szerokości, z jedną boczną wieżą wysokości 45 arszynów. Kościół na potrzeby ludu miejscowego aż nadto wystarcza i nawet rzadko kiedy bywa pełny  (parafjan wszystkich liczy 2.300),  jeden tylko raz w roku  nie może zmieścić wszystkich modlących się, to na uroczystość Serca Pana Jezusa, kiedy przychodzi kompanja z Mińska od 3 do 4 tysięcy ludzi. Kościół ma trzy ołtarze z piaskowca, mensę i stopnie marmurowe, na ołtarzach figury Pana Jezusa,  N. Marji P. i Św. Jozefa też z piaskowca. Okna wszędzie żelazne z witrażami, podłoga z cementowych tafelek, stopnie wchodowe z granitu, ambona, konfesjonały, ławki, balustrada, szafa w zakrystii, klęczniki - dębowe, schody na chór, żelazne.

Parafja składa się z obywateli (wszystkiego 3 domy), szlachty mieszkającej na własnych małych folwarkach, drobnych posesorów ze szlachty zaściankowej (9 zaścianków) i nareszcie ze służby dworskiej i parobków.

Parafja bardzo niezamożna. Księdza utrzymuje właściwie hr. Czapski, kolator kościoła.

Przemysłu tu niema, fabryk również, lud żyje tylko z roli. W domu wyrabiają płótno i sukno, ale tylko na własne potrzeby. Narodowych strojów już zupełnie niema, wszyscy starają się naśladować mieszczan mińskich. Ponieważ ludność okoliczna wszystka to szlachta, więc nie jeżdżą na zarobki. Tak np. nie wożą drzewa, ponieważ uważają to za poniżające honor szlachecki, dlatego też mają się gorzej od chłopów. Mówią wszyscy po polsku, chociaż strasznie kaleczą język rusycyzmami. Naogół nie bardzo piją, ale na chrzcinach, weselach, pogrzebach pozwalają sobie niektórzy zawiele. Złodziei niema - chyba który czasem polano skradnie, albo trawę z łąki. Rozpusta częściej się zdarza, bo miasto blizko; lubią też w handlu oszukać, ale najczęściej sami bywają oszukiwani przez żydów.

Oświata stoi na bardzo nizkim poziomie, bo też coprawda niema szkół, a dzieci uczą się czytać w strachu przed policja, chociaż trzeba oddać sprawiedliwość, że na 75 przystępujących do Komunii św. było tylko 2 co nie umiało czytać. 

Od 16 lat jest tu założona bibljoteka parafjalną, z której  korzysta przeważnie młodzież zimą i w jesieni; lubią czytać historyczne opowiadana, żywoty świętych, książki pobożne. Nie lubią zaś gazet. W zabobony i gusła juz przestają wierzyć (choć do znachorek w chorobie chętnie się udają). Do  Ameryki wyjeżdżają bardzo rzadko. Przez 16 lat wyjechało może 10 osób, a po kilku latach większość znowu powróciła.

spis części tej książki                                                                         dalszy tekst