Józef Jan Kuźmiński "Z Iwieńca i Stołpców Do Białegostoku"
Wojna (cd.)
Jeden z policjantów białoruskich Piotr Zygmunt Mikucki namówił mnie bym nawiązał kontakt z obsługą transportu w sprawie sprzedaży granatów. Znalazłem żołnierza niemieckiego, który zaproponował wymianę - jeden granat - dwa jajka. Miejscem handlu był plac byłego właściciela hotelu - Bibika. Transakcji przeprowadziłem z tym Niemcem kilka dostarczając Mikuckiemu chyba około 10 granatów.
Nie wiedziałem wówczas o zalążkach polskiego podziemia, którego członkiem był wyżej wymieniony.
Wzrost zagrożenia niemieckich transportów żywności przez teren opanowany przez sowiecką partyzantkę zmusił władze niemieckie do eskortowania kolumn żywnościowych przez broń pancerną, a z czasem w ogóle ustały.
Latem 1942 z polecenia władz niemieckich kazano w szpitalu opróżnić parę sal na potrzeby wojska. 3 sierpnia 1942 Niemcy rozpoczęli wielką akcję przeciwpartyzancką na siły sowieckie zgromadzone w Puszczy Nalibockiej i w terenie. Przybyły oddziały SS, Wermachtu, wojska litewskie i łotewskie. Operacja trwała około trzech tygodni. Na salach przebywało od 20 do 30 rannych żołnierzy łotewskich, którymi opiekowali się dojeżdżający z kwatery wojskowej operacji przeciwpartyzanckich lekarze niemieccy i łotewscy. Część ciężko rannych zabierano sanitarkami i gdzieś wywożono. Opowiadano, że operacja nie przyniosła Niemcom pożądanego rezultatu. Spalono wiele wsi chcąc pozbawić partyzantów możliwości zaopatrywania się w żywność.
We wrześniu bądź październiku 1942 r. w któryś z targowych dni - a była nim zawsze środa - został powieszony na rynku właściciel młyna z osady B. odległej o 8 km od Iwieńca. Ot, kolejny mord niemiecki? Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie opinia publiczna, która posądzała przystojną żonę pana B. o utrzymywanie intymnych stosunków z komendantem posterunku żandarmerii. Domniemania się potwierdziły.
W parę miesięcy po zamordowaniu męża - wiosną 1943 pomagałem dr Maksowi Hirschowi przy dokonaniu aborcji u p. B.
W listopadzie przywieziono do szpitala dziewczynę lat 14 czy 15, która przeżyła własną śmierć, stojąc przed lufami plutonu egzekucyjnego dokonującego mordu na jej całej rodzinie. Nazywała się Karol i zamieszkiwała w okolicy wsi Litwa. Dziewczyna popadła w depresję i nie pamiętała co się z nią stało.
Prowadzone przez personel szpitalny akcja szczepień ochronnych przeciwko durowi brzusznemu i dyfterytowi z uwagi na bezpieczeństwo pracowników szpitala została przerwana, natomiast nie zawieszono akcji chrztów tak zwanych "samosiejek" (dzieci nieślubnych), których nachrzciłem łącznie z siostrą Wierzbicką - chyba z siedmioro. Jedno z nich utrzymuje sporadyczny kontakt - mieszkając na terenie Białorusi - nawet do dziś.
Wiosną 1943 rozeszła się wieść, że w Puszczy Nalibockiej są polskie oddziały wojskowe, które przebywają na terenie Puszczy od 1939 r.
l III 1943 r. szedłem ze swym szkolnym kolegą ze szkoły Tolusiem Aleksandrowiczem na imieniny Antoniny Matysewicz do wsi Sidziewicze. Zwierzył mi się on, że został zaprzysiężony jako członek AK przez pana Jana Jakubowskiego - przedwojennego komendanta Straży Pożarnej w Iwieńcu i Grygorcewicza - ucznia IV klasy stołpeckiego gimnazjum z 1939 roku.
Po powrocie z imienin powiedziałem o tym Matce powiadamiając Ją o chęci wstąpienia do organizacji. "Wystarczy, że ja jestem w organizacji" - powiedziała mi Matka, że należy także pan Józef Czuprys - oficer Korpusu generała Dowbor - Muśnickiego i pan Jakubowski. Pamiętaj o tym, żebyś słowa nikomu na ten temat nie mówił - bo w razie wsypy grożą tak tobie jak i mnie tortury.
Powiedziała mi również o tym, że latem 1941 r. był u Matki były dowódca Garnizonu KOP z Iwieńca bodajże ppłk Gancarz - właśnie w sprawie powołania organizacji podziemnej.
Pamiętam, że całą noc nie mogłem zasnąć. Strasznie bałem się wsypy Matki. 7 III w niedzielę po mszy podszedłem do Grygorcewicza i powiedziałem mu o tym co słyszałem od Aleksandrowicza, ale on się wyparł nawet znajomości. Co ty bredzisz - jaka organizacja o niczym nie wiem. Ale skutek był. 8 III rano do naszego mieszkania przyszedł pan Jakubowski. Jedliśmy we trójkę śniadanie. Poprosił Matkę bym z bratem opuścił pokój. Po rozmowie z Matką poprosił mnie do łazienki i pokazując mi parabellum (pistolet niemiecki), powiedział, że jeśli nie będę trzymać języka za zębami to mi grozi kula. Wzburzony opuścił łazienkę.
W połowie bądź w końcu kwietnia Niemcy powiadomili przez prasę (bo radio swoje i szpitalne musieliśmy oddać we wrześniu 1941 r.) o mordzie dokonanym przez bolszewików na polskich oficerach w Katyniu. Prasa pokazywała rejon mordu, zamieszczała nazwiska zamordowanych, przytaczała zeznania świadków. Ludzie nie dawali temu wiary - posądzając o mord Niemców i o prowokację polityczną.
Matka przypomniała sobie, że w kwietniu 1940 r. nastąpił zwrot listu z Kozielska skierowanego przez żonę lekarza KOP - Iwieniec kpt Mieczysława Podgórskiego z adnotacją, że adresat wybył z obozu.
Stalinigrad był zdobyty przez wojska sowieckie. Armia niemiecka na frontach ponosiła klęskę za klęską. Wokół Iwieńca rozbite przez partyzantkę sowiecką - posterunki policji białoruskiej - Naliboki, Derewno, Rubieżewicze, Wołma.
Poniszczone posterunki samoobrony w niektórych wsiach, ludność których uciekała do Iwieńca, bowiem część "partyzantów" sowieckich - to były zwykłe bandy zajmujące się grabieżą wsi i mordowaniem ich mieszkańców, jako kolaborantów niemieckich.
Rosło napięcie w mieście, do którego docierały coraz częściej wieści o polskich żołnierzach w terenie.