Józef Jan Kuźmiński "Z Iwieńca i Stołpców Do Białegostoku"

Przed II wojną światową

9 sierpnia 1925 roku o godz. 445 w bloku kolejowym koło dworca PKP we Wrześni woj. poznańskie przyszedłem na świat... w czepku. Ojciec Kresowiak był tam lekarzem kolejowym. (...) Wybrał Stołpce - stację graniczną leżącą na trasie Baranowicze - Mińsk Białoruski, gdzie był lekarzem powiatowym, aż do swej śmierci w 1929 r. Lekarzem województwa Nowogrodzkiego był wówczas dr  Edmund Maciulewicz. Matka po śmierci Ojca poprzez Izbę Wileńsko-Nowogrodzką dostała pracę w administracji Państwowego Szpitala Epidemiologicznego w Iwieńcu w powiecie Wołożyńskim województwa nowogrodzkiego, z którą po przerwie trwającej od kwietnia 1940 do lipca 1941 rozstała się dopiero po wstąpieniu do polskiej partyzantki dnia 19 czerwca 1943 r.

Do Iwieńca przybyliśmy wraz z bratem w 1930 r. Iwieniec to miasteczko położone na pagórkach otoczone lasami z przepływającą przez miasto rzeką Wołmą biorącą swój początek poza granicą z ZSRR znajdującą się 16 km od miasta. Rzeka w centrum miasta przechodziła w spore jezioro na którym odbywały się zawody sportowe bądź efektowne pokazy wojskowe urządzane przez miejscowy garnizon składający się z batalionu piechoty i szwadronu kawalerii Korpusu Ochrony Pogranicza.

str. 106, matka autora, Jadwiga Kuźmińska

Za mojej pamięci kolejnymi dowódcami garnizonu byli: ppłk. Gancarz, ppłk. Giza, mjr. Szurkowski - ojciec mojej koleżanki szkolnej, której nie dawałem spokoju z powodu bardzo długich warkoczy. Major Szurkowski został przeniesiony do twierdzy Ossowiec leżącej w woj. białostockim gdzie zginął od uderzenia pioruna. Ostatnim dowódcą garnizonu był w latach 1936-1939 mjr Jan Styliński obrońca Lwowa w 1939 r., a w czasie okupacji hitlerowskiej - inspektor obwodu Armii Krajowej w Tarnowie. (...) Lekarzem garnizonu był kpt. Mieczysław Podgórski, zamordowany w Katyniu 1940 r.


str.15:  Odjazd autobusu z  Iwieńca do Stołpców. Wojskowi z rodzinami. 1938 r. 
Pierwszy z lewej lekarz baonu KOP kpt. Mieczysław Podgórski, ósma z lewej jego żona.

W Iwieńcu były dwa kościoły - biały, którego proboszczem był ksiądz Frąckiewicz - kolega mego Ojca ze szkoły średniej w Szawlach, oraz czerwony z sędziwym proboszczem Matulewiczem. Duszpasterstwem prawosławnych kierował baciuszka Leńko, z którego synem Janem uczęszczaliśmy do jednej klasy szkoły powszechnej. Wszyscy duchowni wraz z rabinem byli zatrudnieni przez iwieniecki szpital. Przed wojną parafię rzymsko-katolicką objął ksiądz Hilary Pracz - Praczyński, a prawosławną baciuszka Widzibida, którego syn Konstanty był nauczycielem w miejscowej szkole.


str. 19, kościół biały w Iwieńcu

Dyrektorem 35 łóżkowego szpitala był dr. Alfred Połoński - znany w mieście i okolicy działacz społeczny. Z Jego inicjatywy powstało przy szpitalu boisko siatkówki, a następnie kort tenisowy na który latem ściągali pasjonaci tenisa. Oprócz dr Połońskiego grywał w tenis Jego brat Piotr - artysta scen wileńsko-lwowskich, rodzina Konarzewskich - właściciel majątku w Moskalewszczyźnie, oficerowie miejscowego garnizonu, dr Mowsza Fejgenberg - ocalały z pogromu Żydów w Wilnie, mieszkający dziś z rodziną w Izraelu, a także personel szpitala wśród którego byli także studenci medycyny Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie odbywający praktyki wakacyjne. Pozostali mi w pamięci: dr Jan Borzdyński - chirurg z Wrocławia, dr Wacław Babicki - internista z Morąga, dr Piotr Rogowski - pochodzący z Radomia, dr Jan Zagórski - późniejszy kierownik Przychodni Obwodowej Nr l w Białymstoku. Zimą kort zamieniał się w lodowisko.


str. 18 Lekarze, pielęgniarki i pracownicy z rodzinami. Szpital Państwowy w Iwieńcu. Rok 1935

Dr Alfred Połoński  był także inicjatorem budowy Domu Ludowego w Iwieńcu. Zaaresztowany w październiku 1939 r. przez NKWD znalazł się w II korpusie gen. Władysława Andersa i brał udział w walkach pod Monte Cassino. Po powrocie do Polski w 1955 r. pracował w uspołecznionej służbie zdrowia w Białymstoku, aż do przejścia na emeryturę. Zmarł w 1988 r. w wieku 94 lat.

Majątkiem ziemskim Dragoncewa, który zamieszkiwał we Francji - zawiadywał pan Józef Zanoziński znajomy mojej rodziny jeszcze z Berezy Kartuskiej. Apteka stanowiła własność prowizora farmacji pana Wirszubskiego - Żyda, który w latach trzydziestych przyjął katolicyzm. Były liczne cegielnie - największa należała do pana Dąbrowskiego, dwa hotele, młyn, kino w Domu Żołnierza, rzeźnia pana Żywienia, lotnisko polowe koło koszar Korpusu Ochrony Pogranicza i duża hala targowa znajdująca się w centrum miasta, w której roiło się od sklepików przeważnie żydowskich. Ludność zajmowała się także garncarstwem produkując swoje wyroby na rynki woj. nowogrodzkiego i wileńskiego, a pasze i żywność od rolników odbierał miejscowy garnizon, którego żołnierze w szykach zwartych -czwórkami piechota, a trójkami kawaleria brali udział w niedzielnej Mszy Św. Po mszy garnizon był odprowadzany do koszar przez mieszkańców, a szczególnie dzieci, które asystowały idącej na czele orkiestrze.

Iwieniec był połączony prywatną spółką samochodową ze Stołpcami, Nowogródkiem i Wilnem. Komunikacja ulegała zawieszeniu z chwilą gdy drogi stawały się nieprzejezdne. Linie obsługiwały nowoczesne autobusy marki Ford i Chewrolet.

Pierwszą i drugą klasę szkoły powszechnej przerabiałem prywatnie u państwa Kołtunowskich ucząc się jednocześnie języka francuskiego, z którego pozostały mi słowa pani Kołtunowskiej: "od jutra mówimy już tylko po francusku". W 1933 r. poszedłem do 3 klasy szkoły powszechnej w Iwieńcu, której dyrektorem był pan Bronisław Król , zamordowany przez NKWD w 1940 r. w Katyniu.

Z nauczycieli pamiętam pana Jodko - fizyka, pana Oskierkę Władysława - opiekuna drużyny harcerskiej, pana Świderskiego - polonistę, panią Jakowlew - historyczkę, panią Szkodownę - geograficzkę, panią Łotysz i nauczyciela śpiewu pana Stefana Jastrzębskiego partyzanta 78 pp. AK poległego w Puszczy Nalibockiej w trakcie ekspedycji niemieckiej przeciwko partyzantom polskim i sowieckim latem 1943 r.

Bronisław Król, kierownik szkoły
powszechnej w Iwieńcu, str. 18

Dom nasz składał się z dwóch mieszkań. Jedno w budynku służbowym przy iwienieckim szpitalu, drugie w oddalonym od Iwieńca o 56 km - Stołpcach, gdzie mieszkała Babka Kuźmińska z córką - pracownikiem Sanitariatu przy lekarzu powiatowym. Po Ojcu kolejno lekarzami powiatowymi byli: dr Zborowski, dr Józef Kopański, dr Czesław Przyborowski i ostatnim do 17 IX 1939 r. był dr Stanisław Pieczul. Siostra mego Ojca była bardzo rzeczowym, dzielnym i odważnym człowiekiem. Rozmiłowana w uprawianiu jeździectwa, myślistwa, karciarstwa i prowadzeniu otwartego domu, który odwiedzała arystokracja, szlachta, miejscowi notable i środowisko medyczne.


nauczyciel Stefan Jastrzębski ,
członek AK w Iwieńcu,
poległy w Puszczy Nalibockiej w 1943 r.

Wraz z przyrostem lat zamiast korzystać z autobusu komunikacyjnego przy dobrej pogodzie w chwilach wolnych od nauki pokonywałem trasę Iwieniec – Stołpce – Iwieniec (112km) jednego dnia swoim półwyścigowym rowerem marki "Durkopp", który był przedmiotem szczególnego zainteresowania młodzieży a niejednokrotnie i dorosłych. (...)

1.09.1938 r. zostałem uczniem Gimnazjum i Liceum im. Tadeusza Hołówki w Stołpcach. Nie pamiętam nazwiska dyrektorki. Wśród przyjaciół naszego domu nazywana była "Czarną Ritą". Natomiast z nauczycieli pozostały mi w pamięci nazwiska:

mgr Tomaszewskiego - gimnastyka

mgr Szczerbickiego - gimnastyka

mgr Jadwigi Wróblewskiej - historyczki, która w 1939 r. wyszła za mąż za dr Słowikowskiego. (...)

mgr Maciaszek - polonista

mgr Borhardt - francuzanka

mgr Weraksa - matematyk

mgr Kardasz - roboty ręczne

mgr Kobylański Mieczysław - historyk

mgr Rymsza Adolf - łacinnik

mgr Szczerbicka - geograficzka

Lekarzem szkolnym był dr Stanisław Pieczul. Z koleżeństwa klasy I "A" pamiętam: kol. Kosowicza, Jurka Wołkanowskiego - obecnie lekarza w Olsztynie, Janusza Sokołowskiego - obecnie lekarza weterynarii koło Kwidzynia, Adama Andruszkiewicza - żołnierza 78 pp AK poległego 13 VI 1944 koło Iwieńca, Guzowskiego, Eugeniusza Wierzchowskiego, Nakoniecznikoff - Klukowskiego - syna dowódcy garnizonu KOP w Stołpcach, Szaciło Tadeusza, Kuragę, Stanisława Łapińskiego mieszkańca Łap - obecnie emeryta, Jakubowskiego - pochodzenia tatarskiego po wojnie pracownika administracji w Białymstoku oraz koleżanki: Sielicką - córkę księdza unickiego ze Stołpców, Gawłowne, Gwajownę i Jaźwińską - córkę policjanta ze stołpeckiej Komendy Policji - na czele której stał komisarz Jaskórzyński.

Jesień 1938 r. - to był gorący okres w polityce. Rozbiór Czechosłowacji, Polski marsz na Zaolzie. Wzmożone pogotowie WP zgrupowanego także koło Stołpców. Tu w końcu września WP zestrzeliło wywiadowczy samolot sowiecki, który spadł koło miasta Swierzen, leżącego w odległości 3 km od Stołpców. Mój rysunek z tej akcji był eksponowany na wystawie szkolnej. Chłopcy opowiadali o osiągnięciach techniki sowieckiej. W Sowietach zawsze świeci słońce, bo chmury są rozbijane przy pomocy pocisków artyleryjskich, tylko w Polsce są zachmurzenia, bo jest zacofana technicznie, a Niemcy to są słabe militarnie i nic Polsce z ich strony nie grozi.

W kwietniu 1939 r. odwiedził naszą szkołę podchorąży WP, który mówił o mocarstwowej Polsce, o tym, że niemieckie czołgi są z dykty i w ewentualnym konflikcie pokonamy Niemcy.

Wierzyłem w słowa podchorążego, zresztą nie tylko ja - moi koledzy także. O sile Polski mówił 5 V 1939 r. minister spraw zagranicznych płk. Józef Beck. Przemówienia wysłuchałem wraz z rzeszami obywateli stołpeckich zgromadzonych na rynku. Oficerowie miejscowego garnizonu także twierdzili, że Niemcy Polski się boją i nie ruszą na wojnę. Toteż przy różnych uroczystościach darłem się by przekrzyczeć wszystkich: "nasz drogi, dzielny wódz" - "nikt nam nie zrobi nic, nikt nam nie ruszy nic, bo z nami Śmigły-Rydz".

Mój entuzjazm wzbudzał sensację szczególnie wśród żołnierzy, których męskim głosom nie potrafiłem dać rady. W czerwcu nie uzyskałem promocji do II klasy. Od początku do końca świadectwo zawierało same dwóje. Dobre stopnie miałem tylko z religii, robót ręcznych i sprawowania. Dwója była także z języka francuskiego, którego uczyłem się 6 lat. Zamiast się uczyć ganiałem za spódniczkami, spędzając po spotkaniach bezsenne noce. Nic nie pomogły korepetycje udzielane mi przez p. Borysa Szczorsa - absolwenta politechniki. Brak promocji matka załatwiła krótko - żadnego wyjazdu nad morze - do Gdańska i Gdyni. Był wyjazd z Ciotką przez Grodno a z niego samochodem z doktorstwem Łotyszami nad Narocz. Przejazd przez Wilno, w którym byłem już po raz czwarty wypadł 14 VIII 1939 r. Miasto odświętnie przystrojone, bo oczekiwało przyjazdu marszałka Rydza-Śmigłego. Z kierunku Naroczy ciągnęły do Wilna kolumny piechoty, kawalerii, artylerii, samochody wojskowe. Zbliżające się napięcie międzynarodowe skróciło pobyt nad Naroczą.

22 VIII 1939 r. byłem w Iwieńcu, 28 VIII 1939 r. około godziny 2000 spiesznym marszem przeszły koło bramy iwienieckiego szpitala pododdziały miejscowego garnizonu. Szpital powiększono na potrzeby wojny - adaptujące pomieszczenia znajdującego się obok przedszkola. 31 VIII 1939 r. skończyłem słuchania radia o 2300. Nadawała rozgłośnia wrocławska w języku polskim. Chyba jednak wojna, l IX 1939 r. nastawiłem radio około 600. O 600 nadano orędzie prezydenta RP.

spis części tej książki                                                                         dalszy tekst