Stanisław Dangel 
Rok 1831 w Mińszczyźnie
Warszawa 1925

3.   EPILOG DZIAŁAŃ POWSTAŃCZYCH.

Po opuszczeniu przez Brochockiego i Radziszewskiego północnych powiatów Mińszczyzny i rozbiciu skupień powstańczych w powiatach Mozyrskim, Rzeczyckim i Pińskim, tępienie tu i ówdzie jeszcze błąkających się niewielkich partyj oraz zupełne „uspakajanie" kraju postępowało szybko. Będąc głównym gościńcem przemarszu wojsk rosyjskich na zachód, Mińszczyzna nawiedzana była bezustannie przez coraz to nowe korpusy, które, dążąc w rozmaitych kierunkach, niejednokrotnie wykazywały wydatną pomoc miejscowym załogom. Tędy podąża do Wilna, w czerwcu r. 1831, na wieść o pojawieniu się Giełguda, Tołstoj, kwaterujący w Mohylewie. Wojska rezerwowe z linji Dźwiny i Dniepru przesunięto na zachód na terytorja Mińszczyzny i Wileńszczyzny; ta ostatnia staje się głównym   terenem   walk  na tyłach  armij  operujących  w Kongresówce.

Tołstoj otrzymał polecenie przedsięwzięcia energicznych środków, celem uniemożliwienia powstańcom przedostania się do gub. Mińskiej oraz zabezpieczenia komunikacji Wilna z Dyneburgiem i Brześcia Litewskiego z Petersburgiem, która przez pewien czas, z powodu powstań północnych pow. Mińszczyzny, była przerwana. Zwrócono głównie uwagę na zachodnią część Mińszczyzny, gdyż w sąsiednich powiatach gub. Grodzieńskiej i Wileńskiej trwały jeszcze ruchy, które łatwo mogły się przenieść na tereny dalsze. Należy dodać, że przez północną i środkowe część guberni wiodły ważne drogi komunikacyjne na Dyneburg, Borysów i Bobrujsk, których bezpieczeństwo w pierwszym rzędzie należało zapewnić.

Z tych wszystkich powodów Mińszczyzna w dalszym ciągu jest silnie strzeżona. W połowie lipca w północnej jej części znajdowały się: w Dołhinowie — trzy rezerwowe bataljony (ogółem 1200 ludzi), cztery szwadrony konnicy i trzy działa, w Wilejce i Dokszycach — po jednym bataljonie piechoty, w Miadziole i Mołodecznie — po dwa szwadrony huzarów.

Bojąc się wkroczenia od granic pow. Oszmiańskiego lub Nowogródzkiego gen. Dembińskiego, który w odwrocie swym ze Żmudzi zaczepił o Smorgonie, Krewo i przesunął się koło Nowogródka, silnie obsadził Dołgorukij, wówczas jeszcze miński wojenny gubernator, granicę Mińszczyzny od tej strony. Wysłał tam, między innemi, majora Bykowskiego z bataljonem pułku archangiełogorodzkiego. Przeciwko powstańcom Słonimskim wyprawił znów generała Safjanowa z sześciuset ludźmi piechoty, stu piędziesięciu konnicy i dwoma działami.

Safjanow otrzymał polecenie iść szybkim marszem przez Noworady do Bytenia, w którego okolicach miała przebywać partja Stefana Niezabitowskiego85). Sam nie dotarł on do tej miejscowości, lecz wyprawił tam część jegrów i szwadron huzarów, poczem cofnął się do Nieświeża, gdzie stał szwadron mitawskiego huzarskiego pułku. Drugi szwadron tego pułku przebywał w Pińsku.

Szczególnie bał się Dołgorukij o Nieśwież, który, w razie powodzenia powstań w Nowogródzkiem i w Pińszczyźnie, mógł z dwuch stron, od północy i od południa, zostać zagrożony. „Boję się bardzo o Nieśwież— pisał do Chrapowickiego do Wilna rozkazałem wysłać tam z Mińska jeszcze jeden bataljon z dwoma działami, a w razie niebezpieczeństwa dwa bataljony z czterema działami"80).

Obawy powyższe okazały się zbyteczne, lecz były do pewnego stopnia uzasadnione, skoro posiadamy wiadomości, iż w czerwcu i początkach lipca, przed ostateczną klęską Giełguda, ruch powstańczy nanowo poczynał przenikać do północnych powiatów Mińszczyzny. We własnoręcznym, widocznie naprędce pisanym liście, dn. 26 lipca, donosi Dołgorukij z Wilejki Chrapowickiemu, że „jeszcze przed trzema dniami przechodziło dziesięciu do dwudziestu ułanów" polskich przez Smorgonie. Został tam zraniony żandarm, jadący jako kurjer z Mińska do Wilna.

Dołgorukij boi się wyprawić z Wilejki do Wilna czterech partyj rekrutów i prosi o przysłanie po nich silnej eskorty. W parę znów tygodni później pisze on, że choć „według wszystkich otrzymanych wiadomości w pow. Wilejskim wszelkie ślady włóczęg są wytępione", to jednak wielu z nich kręci się jeszcze po powiatach Oszmiańskim i Swięciańskim, wskutek czego granica guberni Mińskiej musi być pilnie strzeżona88).

Nie mniejsze obawy budziły lasy Nalibockie, leżące w południowej części pow. Oszmiańskiego, nad granicą gub. Mińskiej. Rozciągające się na znacznej przestrzeni nieprzebyte bory i błota stanowiły dogodną kryjówkę dla drobnych partyzanckich oddziałów, które, nie mogąc w otwartym polu dorównać nieprzyjacielowi, stamtąd skutecznie go niepokoiły. Od chwili zjawienia się w tych stronach, w końcu kwietnia, Przeździeckiego, ustępującego z Oszmiany w okolice Nalibok i Bakszt, cała ta część pow. Oszmiańskiego, wrzynająca się pomiędzy powiaty Miński i Nowogródzki, stała się, aż do jesieni, miejscem ukrycia dla różnych partyj. Po przegranej bitwie pod Rumem kilkudziesięciu powstańców oszmiańskich połączyło się z wilejczanami; inny ich oddział, liczący do stu ludzi, podążył po przez powiat Wilejski na Markowo, Wojstum, Świr, Łyntupy w Wileńszczyznę; wreszcie część ich, pod wodzą kapitana Paszkowskiego, pozostała w lasach Nalibockich i Iwienieckich, gdzie, trzymając się aż do września, stoczyła kilka utarczek z nieprzyjacielem. Zdecydował się wreszcie Paszkowski pociągnąć do Kongresówki. Przebywszy wiele niebezpieczeństw, straciwszy jednak tylko kilku ludzi (między innymi dzielnego porucznika Skrzyckiego), stanął pod Warszawą już po jej upadku. Poprowadził więc swój oddział do Modlina, gdzie rozformował go, poczem wyemigrował na Zachód89.

Działalność Paszkowskiego nie należy do insurekcji mińskiej, lecz do pewnego stopnia z nią się wiąże. Z tego powodu poświęcimy zarówno jemu, jak i paru jego sąsiadom, jeszcze kilka słów. W lipcu r. 1831 pułki kozackie Siemilotowa i Żogolewa, przeciągające przez Mińszczyznę do Grodna, otrzymały od Dołgorukowa rozkaz uwolnienia lasów Nalibockich od partyj formowanych tam ze szlachty i chłopów przez Stanisława Paszkowskiego, Stelskiego oraz Michała Giedroycia i dwuch jego synów. Ekspedycja wszakże się nie udała, gdyż dwa silne oddziały kozackie, wysłane przez pułk. Siemilotowa, przyjęte zostały gęstym ogniem, pod którego osłoną powstańcy uszli. Według relacyj rosyjskich kozacy mieli jednego rannego żołnierza i jednego zabitego konia; ujęli zaś sześciu powstańców, których odstawiono do Mińska.

Niewiele lepiej powiodła się nowa ekspedycja majora Kuwszynnikowa, wchodzącego w skład borysoglebskiego pułku ułanów pułkownika v. Bradke. Wyruszył on ze Stołpców i idąc okrężną drogą na Naliboki, Kamień, Rubieżewicze, powrócił do punktu wymarszu. Wyprawa odbywała się w tempie pośpiesznym, gdyż oddział miał zostać przeniesiony w inne okolice.

Celem wzmocnienia tej ekspedycji, Dołgorukij zwrócił się do genlejtn. bar. Rozena z propozycją wydania polecenia równoczesnego wykonania pewnych ruchów obserwacyjnych nad Niemnem w okolicach Szczors, które miałyby na celu uniemożliwienie powstańcom przedostania się do lasów Nowogródzkich.

Kuwszynnikow na czele silnego oddziału, w którego skład weszły dwa szwadrony borysoglebskiego pułku ułanów, jedna rota kostromskiego rezerwowego bataljonu oraz dwa działa kozackiej konnej artyleryjskiej gwardji (druga rota kosztroms. batalj. wyprawioną została nieco wcześniej) wyruszył w połowie lipca90).

Oddział Michała Giedroycia trzymał się wówczas w okolicach Rudni Kamienieckiej, majątku arendowanego przez Giedroycia, leżącego na terytorjum pow. Mińskiego, w odległości jednej mili w kierunku północnym od miasteczka Kamienia. Spotkanie z Kuwszynnikowym nastąpiło o trzy wiorsty od Rudni, Wśród lasów, nad rzeczką Usą. Grząski grunt nie pozwolił na podejście konnicy i artylerji, wskutek czego powstańcy zostali zaatakowani tylko przez dwie roty piechoty. Spostrzegłszy zawczasu nieprzyjaciela, cofnęli się oni w głąb lasów; Rosjanie zajęli opuszczone obozowisko, w którem zresztą nie znaleziono żadnych zapasów. Kuwszynnikow nie ścigał powstańców, lecz, zmieniwszy nieco początkową marszrutę, udał się do Kamienia, poczem, zaczepiwszy o Szczorsy, pociągnął z powrotem do Nalibok, w celu wyśledzenia oddziału niejakiego Szabelskiego91).

Tymczasem Giedroyć, nosząc się podobno z zamiarem połączenia się z Dembińskim, wyruszył w stronę pow. Nowogródzkiego. Miał przechodzić przez Szczorsy. Po niejakim czasie powrócił z częścią powstańców nowogródzkich i kilkoma żołnierzami regularnej polskiej armji. Około dn. 5 sierpnia znów przebywa w lasach Nalibockich z partją liczącą stu pięćdziesięciu konnych i dwustu pieszych. Oddział składa się z żywiołów różnorodnych: należą doń szlachta, strzelcy naliboccy, włościanie. Większość posiada strzelby i mundury. Dnia 6 sierpnia miał Giedroyć projektować napad na dwór niejakiego Pietraszewskiego (informatora Rosjan) w okolicach Iwieńca, lecz dowiedziawszy się o nadciągającym tam pułku kozackim, cofnął się na zachód w okolice Zebreczyna i Wojniłowszczyzny92). O dalszych jego losach brak wiadomości; być może połączył się ze wspomnianym powyżej Paszkowskim, który, według pamiętnika Rutkowskiego, uczestnika powstania oszmiańskiego, w dniach 14, 17 i 20 sierpnia walczył z nieprzyjacielem.

Rosyjskie materjały archiwalne, które dopiero teraz stają się po części dostępne, pozwolą może na bliższe zapoznanie się z działalnością tych niewielkich oddziałków, które, po rozbiciu głównych sił powstańczych, długo jeszcze kryją się w wielu okolicach. Partyj takich, zarówno w innych stronach Litwy jak i na terytorjum Mińszczyzny, był cały szereg9S). Niejedno śmiałe przedsięwzięcie pozostaje zapewne po dziś dzień w zapomnieniu. Wprawdzie te drobne poczynania nie miały żywszego wpływu na ogólny bieg wydarzeń, ale też zainteresowanie, jakie budzą, oparte jest przedewszystkiem na pobudkach natury uczuciowej; nie chodzi tu już o rezultaty czynów, lecz jedynie o uchylenie rąbka tajemnicy ducha tych śmiałków, którzy Ojczyźnie kładli swe życie w ofierze, chociaż nie mogli mieć żadnej nadziei zwycięstwa.

Co dziać się musiało w ich duszach, zbytecznem byłoby tłumaczyć czytelnikowi polskiemu. Od stu pięćdziesięciu lat nie było chyba w Polsce pokolenia, któreby podobnych chwil samo nie przeżywało. Może jednak nie od rzeczy będzie ukazać tu, skreślony ręką współczesną, obraz wewnętrznego stanu ducha powstańców litewskich, obraz malujący dosadnie stan psychiczny przedewszystkiem owych zapóźnionych bojowników:

„Ciało osłabione ciągłem znużeniem, umysł stępiony niedolą; duszę dręczyły niepodobne do opisania boleści. Poświęcić swój byt, zachwiać bezpieczeństwo własnych rodzin, kraj cały na krwawą moskalów reakcję wystawić i za tyle poświęceń, za tyle trudów nieodnieść żadnej korzyści! Z najgorętszą chęcią przyniesienia współziomkom fortunniejszej doli, widzieć się sprawcą przyszłych i ich nieszczęść, nie mieć innej do udzielenia pociechy tym co z zaufaniem łączyli się z nami, nad udział równych z naszym niebezpieczeństw!. Oto są przyczyny, które trapiły boleścią naczelników powstania...".

Kończąc opis wypadków, jakie w r. 1831 rozegrały się w Mińszczyźnie, nie możemy powstrzymać się od rzucenia kilku uwag natury ogólniejszej. Powstanie mińskie posiada te wszystkie zalety i wady, jakie cechowały insurekcje innych okolic Litwy i Rusi. Z jednej strony szczery, żywiołowy zapał patryjotyczny, który pod sztandarem wolności zjednoczył wszystkie warstwy ludności, ogromne poświęcenie, zawsze duże, niekiedy wprost szalone męstwo; z drugiej — brak sprężystej organizacji, łatwe zniechęcanie się, a przede wszystkiem całkowity brak łączności pomiędzy głównemi ośrodkami ruchów. Szczególnie to ostatnie złowrogo odbiło się na losach rewolucji. Napróżno doszukiwalibyśmy się jakiegoś obmyślonego z góry planu akcji, często nie było go nawet w operacjach poszczególnych oddziałów. Gdy śledzi się przebieg tych tragicznych wydarzeń, nie można oprzeć się myśli, że jakieś złowrogie fatum zawisło nad krajem, aby w niwecz obrócić najszlachetniejsze dążenia i porywy.

Podjęte w kraju o ludności w wysokim stopniu mieszanej, organizowane z daleka, nie tylko od rdzennej Polski, lecz i od głównych centrów na Litwie i Rusi, u podstaw operacyjnych armji  nieprzyjacielskiej, powstanie mińskie okazało się bardziej jeszcze połowiczne i nieudane, niż większość ruchów insurekcyjnych Ziem Zabranych. Nie otrzymawszy żadnej pomocy z Królestwa, zmuszone własnemi siłami stawić czoło wielokrotnie liczniejszemu i nieskończenie lepiej zorganizowanemu przeciwnikowi, szybko zostało ono zgniecione.

Być może owe wyjątkowo trudne warunki, pozbawiające ruchy w Mińszczyźnie prawie wszelkich szans powodzenia, nadają im specjalne piętno tragizmu. Posiada je bezwątpienia czy to wyprawa za Berezynę Odachowskiego, będąca czynem szalonym, podyktowanym rozpaczą, czy to trwanie w lasach Muchojedowskich, o setki kilometrów od skrawka niepodległej jeszcze Polski, otoczonego zewsząd przez nieprzyjaciela słabego oddziałku partyzanckiego, czy to wreszcie wzniecenie przez Pusłowskiego insurekcji pińskiej, ostatniego  poważniejszego odruchu zbrojnego na Litwie, podjętego w chwili, gdy Paszkiewicz podchodził pod Warszawę. Dzięki temu, owe drobne i podrzędne, zapomniane, niekiedy nawet nieznane wydarzenia, te czyny należycie nie zorganizowane i nie obmyślane, lecz płynące ze źródła najczystszego patryjotyzmu, jednostkowe, lecz natychmiast skupiające wkoło siebie gromady, posiadają pewien specjalny urok, jakąś cechę wysokiej szlachetności.

Powstanie mińskie nie może być zapomniane, gdyż z nad brzegów Berezyny i Prypeci dało wymowny dowód solidarności idei narodowej polskiej i krwią szczodrze przelaną jasno stwierdziło w swoim czasie wolę tych ziem należenia do Rzeczypospolitej.

Digitalizacja: Zbigniew Wołocznik
Wersja elektroniczna: http://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=37744&dirids=1