Tygodnik Powszechny,  1978,  nr 40
tekst po wyeliminowaniu błędów korekty

Paweł Kosowicz

W PUSZCZY NALIBOCKIEJ

Był rok 1943. Na kresach północno-wschodnich, a w szczególności na rozległym obszarze Puszczy Nalibockiej (o powierzchni 45x45 km) i przyległych jej okolic, wchodzących w skład Okręgu Nowogródzkiego AK, kryp. zew. "Cyranka", "Grzyb", "Nów", tej wiosny mobilizowano siły. W kwadracie miasteczek Derewno, Iwieniec, Rubieżewicze, Wołma, w skupisku etnicznym składającym się z rdzennie polskiego żywiołu, powstawały pierwsze grupy polskich partyzantów. Ich bazą stała się puszcza, te olbrzymie masywy leśne z trudno dostępnymi bagnistymi terenami, zamkniętymi od południa i zachodu Niemnem, od północy za Berezyną Niemnową. Puszcza była nie tylko miejscem dogodnego schronienia, ale i wypadów partyzantów.

Praca konspiracyjna na tym terenie, podległym obwodowi stołpeckiemu AK, krypt. "Słup", rozpoczęła się jesienią 1941 roku po przybyciu na stanowisko komendanta tegoż obwodu por. "Świra" (Aleksandra Warakomskiego).

Por. "Świr" był człowiekiem młodym pełnym zapału do walki. Przybył na ziemię nowogródzką z Warszawy. Zginął 1.3.1944 r. w Lidzie, już jako komendant obwodu lidzkiego, powołany na to stanowisko po aresztowaniu przez gestapo poprzedniego komendanta tegoż obwodu, ppor. "Wiesława" (Kazimierza Krzywickiego).  "Świr" aresztowany został podczas obławy w Lidzie, w lutym 1944 r. Zginął z rąk gestapowca Rypera, (Ryper, morderca wielu żydów i Polaków, podczas wykonywania wyroku przez podziemie polskie został ciężko ranny w głowę, leżał długo w szpitalu, a potem został przeniesiony do Generalnego Gubernatorstwa.)

Pracę konspiracyjną na terenie Puszczy Nalibockiej prowadzili por. "Lewald" (Kacper Miłaszewski) i ppor. "Waldan" (Walenty Parchimowicz) przy udziale innych osób, m. in. st. ogniomistrza Hermana Downara-Zapolskiego, sierż. Jana Halaby, sierż. "Łosia" (Stanisława Kołoszyca), plut. Władysława Skrodzkiego, plut. Franciszka Kławciucia oraz ks. "Oro" (Michała Suwały).

Sprawa, zdobycia broni i amunicji dla podziemia była rzeczą bardzo istotną, pierwszą. Broni i amunicji z pobojowisk 1941 r. nie było tak wiele. Amunicja okazała się mocno zawilgocona, a broń zardzewiała, niekompletna, a także w wielu wypadkach rozkalibrowana. Podobnie przedstawiała się sprawa z bronią i amunicją ukrytą we wrześniu 1939 r.

Dlatego do zdobycia broni na tych terenach, stosowano i używano różnych sposobów. Nieraz była to droga przez pozorną kolaborację. Członków podziemia władze konspiracyjne kierowały do tzw. policji białoruskiej czy samoobrony (samoachowy). Ich zadaniem było nie tylko zdobywanie broni, ale także wszelkiej informacji w celu poznania i odczytania zamiarów wroga. Zdarzało się niekiedy tak, że komendant samoobrony czy posterunku policji był jednocześnie zaprzysiężonym członkiem podziemia, a nawet dowódcą grupy ruchu oporu na danym terenie. Tak więc w wielu osadach i miasteczkach policja i samoobrona służyły dla podziemia jako parawan. Kryli się tam także ludzie oczekujący zmian i przyjścia zwycięskich wojsk polskich i radzieckich, niekiedy nawet poszukiwani przez Niemców. Te podstępy i fortele wyczuwali niekiedy nacjonaliści białoruscy i Niemcy. Wroga irytowała mowa polska, przede wszystkim używana komenda w języku polskim, a także podawanie komunikatów i ogłoszeń, nazw ulic i drogowskazów w tym języku. A było tak prawie na całym obszarze wileńsko-nowogródzkim włączonym do tzw. okręgu generalnego (Generalbezirk) "Białoruś", a w szczególności na terenach pomiędzy Lidą a Mińskiem Białoruskim,"Stadt Generalbezirk Weiss Russland", siedzibie gauleitera Białorusi, Wilhelma Kubego.

W fazie organizacji grup partyzanckich w 1943 r. część kadry dowódczej dostarczyły ośrodki konspiracyjne obwodu "Słup", a także "Strażnica" (Nieśwież). Kadra ta w większości została rozlokowana w kilku miejscowościach, w majątkach będących pod administracją niemiecką, m. in. w miejscowościach; Kul (położonej 9 km od m. Iwieniec tuż niedaleko drogi z Iwieńca do Derewna i Rubieżewicz) i Bielicy (położonej w pobliżu drogi z Derewna do Nalibok) oraz w miasteczkach Derewno i Iwieniec.

W tym czasie, na tych terenach i w niezbyt odległym Mińsku ukrywali się jeszcze rozbitkowie dywersyjnej organizacji polskiego podziemia "Wachlarz" z tzw. IV Odcinka mińskiego. W okupowanym Mińsku, do połowy 1943 r. przebywał także i pracował w urzędzie magistrackim, jako rzeczoznawca ds. aprowizacji Bolesław Bierut.

Na uroczysku, położonym w pobliżu jeziora Kromań sformowała się pierwsza polska zbrojna grupa partyzancka por. "Lewalda". W kilka dni później sformowała się druga grupa w miejscowości Kul, pod dowództwem ppor. pil. "Hrynkiewicza" "Dźwiga" (Witolda Pełczyńskiego).

3 maja część partyzantów z grupy por. "Lewalda" i ppor. pil. "Hrynkiewicza", "Dwiga" złożyła przysięgę na wierność walczącej Polsce. Odbyło się to w miejscowości Kul. Odebrał ją kpt. "Świr", komendant obwodu stołpeckiego. Wrażeń i przeżyć tamtych chwil przysięgi - powie po latach Jan Dziemianko - nie zapomni się do końca życia.

W miasteczku. Iwieniec przysięgę odbierali tu bądź sam komendant ośrodka podziemia iwienieckiego wachmistrz, "Dąb" (Jan Jakubowski) bądź plut. "Szary" (Józef Niedźwiecki), bądź też por. "Jar" (Sławomir Gąsiewski). Miejscem przysięgi bywał najczęściej dom Niedźwiedzkich. Składano ją na krzyż i różaniec.

Ruszyli chłopcy z Derewna, Rubieżewicz, Wołmy, Iwieńca; ruszyli ze wsi, zaścianków, chutorów: Borek, Bryniczewo, Ostrów, Niwna, Bielica, Skrodczyzna, Podlaskowo, Zabrodzie, Derażno, Białomosz, Mieszyce, Krugowina, Chotowo, Kul i Pietryłowicz, najbliższej wsi zaścianka Dzierżynowo - gniazda Dzierżyńskich. Ruszyli tymi samymi drogami, co żołnierze Powstania Listopadowego z oddziału kpt. Paszkowskiego i walecznego por. Skrzyneckiego, tymi ścieżkami, którymi szli powstańcy 1863 roku na czele z obywatelem ziemi mińskiej, Apolinarym Świętorzeckim, ruszyli Skrodzcy, Bryczykowscy, Weraksy, Jankowscy, Gabrysiowie, Łobacze, Szujkowie, Wieliczkowie, Rutkowscy, Wilniewiec, Ignatowicz, Kołszyc, Ciechanowicz, Sielicki, Komar, Puchacewicz, Kołosowski, Skurat, Draczyński, Jaroszyński, Prudzienica, Pacejkowicz, Mikucki, Sosnowski. Byli to w większości synowie chłopów małorolnych i szlachty zaściankowej, zubożałej lub jako tako jeszcze egzystującej. Byli wśród nich synowie rodziców, w których chatach przez kilka pokoleń jedynym elementarzem i książką była polska książka do nabożeństwa, przekazywana z rąk do rąk przez dziadków czy babcie, jako najcenniejszy relikt i droga pamiątka rodzinna.

Miłość do ojczyzny i ludzi zaszczepili im rodzice i nauczyciele, wychowawcy tacy jak: kierownik szkoły w Derewnej, Stanisław Siejko; kierownik szkoły w Niwnej, Wańkowicz; nauczyciel z Derewnej. Jan Tomczyk; ks. dziekan. Paweł Dołżyk, proboszcz parafii derewnieńskiej; nauczyciele z Rubieżewicz, Iwieńca, np. Maria Mysińska (rodem z Bochni k. Krakowa, po mężu Karaś, który poległ w 1939 r., po 1945 r. repatriowała się na Ziemie Zachodnie, do Ośna Lubuskiego, gdzie nadal uczyła); Wanda Gąsiewska, nauczycielka historii i języka polskiego; kierownik szkoły, pani Gierejowa; nauczyciele: Władysław Oskierko i Stefan Jastrzębski (nauczyciel śpiewu i gimnastyki, partyzant AK, poległ podczas blokady Puszczy Nalibockiej latem 1943 r.). Kierownika Siejkę, na przełomie roku 1942/43, zamordowali gestapowcy w miejscowości Nowa Mysz k. Baranowicz, razem z jego siostrą i żoną (z domu Szostok), a synka (jedynaka) Niemcy wywieźli do Rzeszy. Księdza Pawła Dołżyka okupanci zamordowali latem 1943 roku, w czasie blokady puszczy. Jego zwłoki odnalazła miejscowa ludność w trzy dni po zabójstwie, w sosnowym lasku Balewicze-Bródek. Ten 72-letni kapłan miał powykręcane ręce i inne ślady bestialstwa, znęcania się. Mimo represji, szykan i gróźb okupanta, ludność urządziła księdzu manifestacyjny pogrzeb. Pochowano go bardzo uroczyście na dziedzińcu przy kościele parafialnym w Derewnie.

Dnia 4 czerwca, na zarządzoną przez dowództwo obwodu "Słup" koncentrację grup partyzanckich w miejscowości Kul przybyło ponad 60 partyzantów z grupy por. "Lewalda" oraz 44 z grupy ppor. "Dźwiga". Komendant obwodu wyznaczył por. "Lewalda" na koordynatora działalności grup partyzanckich Puszczy Nalibockiej. Por. "Lewald" (Kacper Miłaszewski) ur. 05. 02. 1911 r. w miejscowości Bryniczewo, syn Adolfa i Heleny z d. Waraksów, wnuczki powstańca styczniowego, był oficerem łączności. Przed wojną studiował w Szkole Nauk Politycznych przy Instytucie Wschodnim w Wilnie. W kampanii wrześniowej był w 180 pp. w grupie gen. Kleeberga. Zmarł we Wrocławiu 21.05.1969 r.

W Kulu opracowywano plany rozszerzania działalności konspiracyjnej i walki zbrojnej. Tu, z udziałem, kpt. "Świra", por. "Lewalda",   por. "Waldona", ppor. ,,Dźwiga" i chor. ,,Noc" (Zdzisława Nurkiewicza), przygotowano plan akcji rozbicia garnizonu niemieckiego w Iwieńcu, który miał ponad 500-osobową załogę.

Iwieniec, miasteczko liczące przed wojną ponad 5 000 mieszkańców, należał do powiatu wołożyńskiego. Okupant uczynił Iwieniec miastem powiatowym. Liczba mieszkańców w tym czasie podwoiła się. W historii Iwieńca zostało zanotowane, że niegdyś w wieku XVI - XVII znajdował się w nim zbór kalwiński, który później uległ konfiskacie. Podczas wojen i najazdu szwedzkiego w XVII w. zniszczeniu uległ kościół parafialny, datujący się z r. 1606 (mający wówczas dwie filie: w Starzynkach i Dudce). Przed 1939 rokiem stacjonowały tu jednostki Korpusu Ochrony Pogranicza (KOP): jeden baon piechoty i szwadron kawalerii. Ostatnim dowódcą tych jednostek był mjr Styliński, zaś lekarzem Baonu Mieczysław Podgórski, który poległ w walce z Niemcami w kampanii wrześniowej, W pierwszych miesiącach okupacji Polacy w Iwieńcu obsadzili swoimi ludźmi urzędy i instytucje powołane przez Niemców. Ale z chwilą  przybycia kilkunastu nacjonalistów białoruskich z m. Lubcza i Mińska, zostali oni usunięci. Władza nad Centralnym Stowarzyszeniem Handlowym "Ostland" (CTO), instytucją gospodarczą, objęła komendantura Wehrmachtu (zaś władzę nad policją białoruską żandarmeria niemiecka). W instytucji tej pracowali Kazimierz i Łucja Dzierżyńscy. Łucja była również tłumaczem. Dzierżyńscy, jak to się mówi, pracowali "duszą i ciałem" dla podziemia polskiego. Byli na tych terenach Nowogródczyzny współorganizatorami AK. Wśród ludności cieszyli się ogromnym szacunkiem i zaufaniem. Uchodzili za ludzi o kryształowym i prawym charakterze, wielkich patriotów, mocno przywiązanych do tego wszystkiego, co jest polskie.

Wzmożony terror okupanta, aresztowania wśród ludności cywilnej i wśród członków podziemia, nakazy wyjazdu na roboty do Niemiec dyktowały  przyśpieszenie akcji likwidacji garnizonu niemieckiego, jednego jeszcze utrzymującego się w pobliżu Puszczy Nalibockiej. Likwidację garnizonu  hitlerowskiego początkowo wyznaczono na dzień 22 czerwca, w rocznicę napadu Niemiec na Związek Radziecki. Jednak z uwagi, że wróg rozpoczął budowę umocnień w mieście - w postaci zasieków z drutu kolczastego i bunkrów - postanowiono przyśpieszyć akcję likwidacji jego garnizonu. Podjęto decyzję wykonania zbrojnego napadu nocnego na Iwieniec o północy 16 czerwca. Ale i ten termin akcji został odwołany, gdyż Niemcy dowiedzieli się o zamiarach oddziałów leśnych i ogłosili alarm - stan pogotowia bojowego. Na sobotę, dnia 19 czerwca, godzina 10, Niemcy zarządzili obowiązkowe stawienie się ludzi młodych przed komisję werbunkową  Białoruskiego Korpusu Samoachowego i wyjazd ich na roboty do Niemiec. Na ten sam dzień zarządzili również przymusowy spęd koni w celu dokonania tzw. "wykupu koni" dla potrzeb armii niemieckiej.

Dowództwo obwodu stołpeckiego AK dowiedziawszy się o tym wszystkim uznało dzień ten za właściwy do likwidacji hitlerowskiego garnizonu. W przeddzień wyznaczonej akcji odbyła się koncentracja grup partyzanckich i odprawa ich dowództwa w miejscowości Kul. Ustalono ostatecznie, że akcja ta nastąpi 19 czerwca, w samo południe o godzinie l2, na bicie dzwonu na Anioł Pański z wieży kościoła św. Michała, tzw. ,,kościoła białego" (mającego biały tynk, w odróżnieniu od kościoła św. Aleksego, tzw. kościoła czerwonego, zbudowanego z czerwonej cegły), bowiem zwykle o tej porze Niemcy spożywali obiad i byli "na luzie". Do akcji utworzono oddział w sile 150 ludzi, z tym jednak, że część w sile 60 partyzantów, uzbrojonych tylko w broń krótką (w pistolety i granaty), po cywilnemu, w nocy, pod dowództwem por. ,,Dźwiga", przedostanie się do miasta i tam razem z żołnierzami miejscowej konspiracji uderzą na budynek żandarmerii niemieckiej przy ul. 3. Maja. Dowództwo nad całością akcji likwidacji garnizonu niemieckiego objął por. "Lewald".

Wezwani przed komisję werbunkową na godzinę 10 stawili się w budynku policji. Tam po sprawdzeniu obecności uformowano kolumnę w celu doprowadzenia na Nowe Miasto, do budynku przy u1. Wigury, dla załatwienia dalszych formalności.

Do maszerujących w tym czasie w kolumnie dołączyli niektórzy policjanci białoruscy, będący członkami polskiego podziemia. Byli to m. in. Bronisław Pupko i Jan Staniuszko. Dla wtajemniczonych przekazali oni ostatnie ustalenia podziału czynności i stanowisk w czasie rozpoczęcia akcji. Część tych ludzi miała być, na parę minut przed godziną 12. już u boku wyznaczonych policjantów, aby razem z nimi dokonać rozbrojenia Niemców oraz niepewnych, nie zdeklarowanych policjantów białoruskich.

Głównym celem ataku byli oficerowie i żołnierze dwóch kompanii Luftwaffe, przebywający na wypoczynku, i jednej kompanii gospodarczej, którzy stacjonowali w koszarach na Nowym Świecie przy ul. Wigury. W budynkach koszar były również kwatery policji białoruskiej, której stan tego dnia wynosił ponad 200 osób. Gdy rozległo się bicie dzwonu na Anioł Pański, ruszyli chłopcy do ataku na koszary. Policjanci od razu na wezwania poddania się przeszli na stronę powstańców, z wyjątkiem kilku zatwardziałych nacjonalistów białoruskich i plutonu tzw. grupy połockiej. Wybuchła gwałtowna strzelanina. Do akcji włączyli się chłopcy por. "Waldana", którzy przez osadę Chatki i cmentarz prawosławny doszli do ul. Wigury, prowadzącej do koszar. Tu w mieszkaniu Kazimierza Dzierżyńskiego ulokował się sztab por. "Lewalda". Właścicielem tego domu był Mateusz Staniuszko, przezwisko "Arciep". Syn jego, członek policji białoruskiej, walczył teraz z chłopcami "Lewalda" (poległ później w walce w 1943 r., już po blokadzie Puszczy Nalibockiej).

W samym śródmieściu Iwieńca powstańcy wraz z grupą por. "Dźwiga" na umówiony sygnał rozpoczęcia walk uderzyli na budynek żandarmerii. Przed atakiem na budynek żandarmerii chłopcy ciągnęli losy poprzez zapałki, kto pierwszy ma wejść do budynku, kto pierwszy dokona zniszczenia radiostacji. Losy ciągnęli pomiędzy sobą bracia - Józef i Jan Niedźwiedzcy. Pierwszeństwo uzyskał Jan. Jeszcze nie umilkły echa dzwonu z wieży kościoła, a Jan Niedźwiedzki konał już na schodach budynku od wybuchu granatu żandarmów.

Kapral "Misiaczek" razem z Bryczkowskim wdarli się przez okno do budynku żandarmerii. Dotarli na pierwsze piętro, tam mieściły się urządzenia radiostacji. Misiaczek przy pomocy granatów zniszczył radiostację i po szynie budynku zjechał na dół. Do swoich wrócił nietknięty (zginął później w Puszczy Nalibockiej)

Wach. "Dąb" ze swymi ludźmi dokonał błyskawicznej akcji zniszczenia drutów telefonicznych w mieście i na drogach wiodących do Iwieńca. Łączność między ugrupowaniami niemieckimi została przerwana. Zniszczono również most tzw. "Iwieńczyk".

Chorąży "Noc" z plutonem kawalerii dokonał zabezpieczenia czujkami i stanowiskami broni maszynowej dróg i ulic, wiodących do Rakowa i do Stołpc, aby na czas udaremnić nadejście pomocy Niemcom.

Na terenie koszar mieszczących się w budynku murowanym i otoczonym bunkrami walki trwały przez całą noc. Zaszyci w murach koszar i w bunkrach Niemcy bronili się zaciekle razem z policją grupy połockiej, liczącej ponad 200 osób. Próbowali nawet, po utracie budynku zakwaterowania policji, magazynu i innych zabudowań gospodarczych, dokonać przebicia się do śródmieścia i połączenia się z żandarmerią. Ruszyli z koszar na szosą prowadzącą do miasta. Wtedy to żołnierze por. "Lewalda" ogniem broni maszynowej, przy udziale dwóch cekaemów typu "Maxim", przygwoździli Niemców do ziemi. Część z nich poległa, część rzuciła się do ucieczki - z powrotem do koszar. Do niewoli wzięto dwóch oficerów niemieckich. Ale zdobycie samych koszar nastręczało wiele trudności. Do akcji włączono działko przeciwpancerne zdobyte na Niemcach. Inaczej nieco przedstawiała się akcja likwidacji budynku żandarmerii. Początkowo użyto wziętego do niewoli hauptmana, aby ten podszedł do murów budynku i wezwał swoich kamratów do wyjścia i złożenia broni. Ale nim doszedł do budynku, został już ranny. Żandarmi nie wyrażali chęci poddania. Prowadzący ogień z erkaemu na budynek żandarmów zza fundamentów bożnicy Tolek Pławecki został zabity. Wtedy to Jan Kutnik, Antoni Kwiatkowski i Sergiusz Romaszkiewicz weszli do stojącej obok budynki żandarmerii drewnianej apteki (Wirszebskiego) i za pomocą kanistrów z benzyną podpalili budynek żandarmerii. Żandarmi wyskakiwali z płonących budynków z palącymi się na nich mundurami. Wybito prawie wszystkich.

Przez 24 godziny Iwieniec był wolny: - był polski. W miasteczku zapanowała ogromna radość. Na wielu domach wywieszono biało-czerwone flagi.

Akcja bojowa w Iwieńcu trwała od godziny 12 do 6 dnia następnego, czyli bez przerwy 18 godzin. W końcowej fazie walk, kiedy załoga niemiecka była prawie rozbita i oddziały porządkowały tabory do wymarszu, do por. "Lewalda" przybyło kilku przedstawicieli partyzantki radzieckiej, m. in. płk Kozak - komisarz brygady czkałowskiej, gratulowali mu z tytułu tak wspaniałego zwycięstwa i proponowali współdziałanie w likwidacji Niemców, broniących się w koszarach.

Ale gdy nad częścią miasta, gdzie trwały nadal bardzo zacięte walki pojawiły się niemieckie samoloty rozpoznawcze, por. "Lewald" daje swoim oddziałom rozkaz wymarszu.

Zdobycz partyzantów była ogromna: 2 działka przeciwpancerne z amunicją, 2 samochody osobowe, 3 samochody ciężarowe, paręset granatów ręcznych; około 12 000 szt. amunicji do kbk, medykamenty, konserwy, mąka, sól, kilka skrzyń papierosów, parę beczek spirytusu, kilkanaście koni wierzchowych, kilkadziesiąt sztuk bydła itp., itd. Zdobyto wiele różnych dokumentów. Uratowano kilkunastu lekarzy, przeważnie narodowości żydowskiej, zmuszonych do pracy dla Niemców. Dotychczasowy garnizon niemiecki przestał prawie istnieć.

Straty partyzantów wyniosły dwóch zabitych: Jan Niedźwiecki i Tolek Pławecki; jeden śmiertelnie ranny - Toluś Aleksandrowicz (w czasie ataku na żandarmerię, zmarł potem w nocy w szpitalu iwienieckim). Ranni zostali por. "Wojno" i por. "Dźwig". W akcji wyróżnili się dużą bojowością i poświęceniem: Misiaczek, Jan Kutnik, Roman Karpiński, Jan Niedźwiecki, Herman Downar-Zapolski, Jan Staniuszko, Józef Niedźwiecki, Józef Pacejkowicz, Józef Wołosewicz, Wacław Mikucki, Zujewski, Antoni Poznański, Bronisław Pupko, Jan Łotysz, Kazimierz Popławski, Michał Mikucki, Michał Pupko, Walery Toczko, Tolek Pławecki, Toluś Aleksandrowicz, Longin Kołosowski i wielu innych, których nie sposób wymienić.

Gdy zbliżało się południe 20 czerwca trębacz odegrał hejnał Wojska Polskiego. Dźwięk trąbki oznajmił, że partyzanci opuszczają miasto. Znaczna grupa mieszkańców, obawiając się represji ze strony nadchodzących od Mińska Niemców, poszła razem z partyzantami. Byli to: dr Maks Hirsch, internista; uciekinier 1939 r. z Dobrzynia Grołub; dr Belkin, lekarz dentysta, pielęgniarka Janina Kuźmińska i jej syn Józef; dwaj księża: ojciec Hilary "Pracz" Praczyński i ks. Korecki. Wielu z nich później zginie, m. in. np. dwaj bracia Czesław i Józef Jankowscy, którzy przejdą szlak walk z Puszczy Nalibockiej do Puszczy Kampinoskiej i potem w dniach upadku Powstania Warszawskiego, gdy grupa "Kampinos" AK, której byli członkami rozbita zostaje pod Żyrardowem, obaj pojmani przez Niemców zostali rozstrzelani.

W życiu oddziałów partyzanckich nastąpi nowy rozdział; gdy hitlerowcy, na przełomie lipca i sierpnia 1943 r., rozpoczną operację "Hermann" w celu zagłady Puszczy Nalibockiej i jej ludności. Ale to już inna historia.

PAWEŁ KOSOWICZ

Żołnierz AK grupy nalibockiej, kampinoskiej
i ziemi piotrkowsko-opoczyńskiej